Po kolana w niechciejstwie
Gdzieś na wybrzeżu pamiętliwości
Zmurszała ekspresja szpetna
Nie kwasotą wykrzywiona
Lustruje taflę zobojętniałą
Zbutwiały koniec pomostu tryska żółcią
Murując horyzont odcieniami zgryzoty
Odwraca uwagę przeszklonych mgławic
Dalekosiężnych lecz bliskości łaknących
Bełkocący losem przewrotnym
Krążący jak sępy w nieboskim kieracie
Przeklęci Sztukmistrze