Bocian wkoło sobie latał
By pożegnać resztki świata
Zamknął oczy i wspominał
Cały świat w zieleni skryty
Po tym nic już nie zostało
Tylko folia skrywająca bezwładne ciało
Po co kochać
Gdy ważniejszy biznes
Po co mówić prawdę
Lepiej zatrzymać dobre imię
Po co się starać
Skoro to zauroczenie
Które i tak niebawem przeminie
Miałem marzenie
Sprzed pięciu lat
Aby zmienić ten paskudny świat
Lecz nagle ogarnął mną strach
Więc zjadłem parę białych larw
A że były one z plastiku
Umarłem jak każdy morski ssak
Globalne ocieplenie, którego nie odczuwam
Tylko chłód i ciężar niechcianego łańcucha
Ledwo się trzymam, żebra mi widać
Lecz co takiego zrobiłem, że stałem się ciężarem
Kiedyś była miłość, potem obowiązek
Teraz pozostało mi tylko czekać
Na śmierć
Ogon powoli opada, widzę jakby przez mgłę
Świętego Franciszka
Co psy widzą przed pójściem do nieba
Te zagłodzone i bite
Świętego Franciszka
A może miskę pełną jedzenia
Czy zwykłe szczęście jakiego nie zaznały
Właściciela, który wreszcie pokochał
I opatruje rany
Ale jedno jest pewne
Że zawsze przebaczą