Z Izabellą Malik, aktorką Teatru Rozrywki w Chorzowie i Teatru Korez
w Katowicach, rozmawia Marta Banaś.
Pani Izabello, czy aktorstwo było jedynym wyborem na życie? Czy też miała Pani inne pomysły?
To był taki splot przypadków jeśli chodzi o aktorstwo, ponieważ miałam do niego predyspozycje, ale generalnie myślałam, że będę pracować w policji.
Czy zdarza się Pani w codziennym życiu mówić językiem, słowami, zdaniami, frazami swoich bohaterów?
Jeżeli jesteśmy w małym, bliskim towarzystwie i akurat wiem, że można użyć danego cytatu, to czasami tak, ale to jest bardzo hermetyczne.
Czy często musi Pani improwizować na scenie? Jak zachować się,
aby widzowie się nie zorientowali?
Bardzo lubię improwizację, a szczególnie w teatrze Korez – teatr wtedy żyje. Oczywiście trzeba uważać, żeby nie przeszarżować, ale jeżeli zapomnę tekstu, bo pamięć jest zawodna, to jeżeli wiem, po co jestem i co mam do załatwienia w danej rzeczywistości, to nie ma to dla mnie znaczenia, że zapomniałam tekstu. Oczywiście gorzej jak jest to wiersz. Wiadomo, wiersz jest okrutny pod tym względem.
Woli Pani role komediowe, czy też dramatyczne?
Komediowe są trudniejsze, ale ja nie wiem co ja wolę. Wydaje mi się, że i tak i tak.
Czy zżyła się Pani jakoś szczególnie z którąś z kreowanych postaci?
Staram się wchodzić w każdą postać bardzo dogłębnie i nie grać, tylko być tą osobą, nie zawsze się to udaje oczywiście. Jedynym spektaklem, gdzie rzeczywiście tworzymy rodzinę scenariuszowo, a zarazem po tylu latach tworzymy rodzinę naszą, to jest Cholonek. Ten spektakl jest mi bardzo bliski, tam rzeczywiście zapominamy, że jesteśmy na scenie.
Ostatnie pytanie, jak zachęciłaby Pani młodych ludzi, aby zainteresowali się aktorstwem jako sposobem na życie?
Nie wiem czy tutaj można zachęcać, bo aktorstwo należy do zawodów, gdzie albo ma się to powołanie, tę iskrę w oku, ten pęd za tym, albo nie. Zachęcać, nie zachęcać – nie użyłabym chyba tutaj tego słowa, ponieważ to jest poza człowiekiem, że to musi robić, tak jak musi śpiewać, ludzie muszą śpiewać i będą zawsze śpiewać. Artystyczne zawody same napędzają człowieka, jedyne, co bym mogła powiedzieć, gdybym ja teraz startowała, to na pewno nie wyuczyłabym się aż tylu pokrewnych zawodów artystycznych. Chciałabym mieć zawód, który trzyma mnie też mocno na ziemi. Uważam, że chyba każdy młody człowiek powinien się w ten sposób zabezpieczyć. To są bardzo chwiejne, trudne zawody, na które składa się milion różnych aspektów – szczęście, predyspozycje i czy ktoś kogoś w danym momencie zauważy, czy jest chudy, czy jest gruby. Jest naprawdę bardzo dużo niewiadomych, jednego dnia można być na górze, a drugiego dnia naprawdę można się znaleźć parę pięter niżej, a najgorsze jest to, że zawsze trzeba sobie i innym udowadniać,
że to był dobry wybór, że teraz następna rola będzie dobra. To jest okrutny zawód, bo za jedną rolę można dostać Maskę, a za drugą zostać zszarganym i dlatego są to bardzo bolesne zawody. Najlepiej mieć drugi fajny zawód, w którym człowiek się sprawdza nie artystycznie, lecz trzeba pamiętać o dystansie do siebie i tego zawodu
i chociaż wiem , że nie jest to prosta sprawa ….ale jest ciut łatwiej.
Bardzo Pani dziękuję za wywiad.