Śmierć kominiarza Tomasz Pyrcik

Szedł kominiarz dachem

Rozglądając się wokoło

Nogi nosił wręcz z wymachem

Żeby spędzić czas wesoło

 

Nie tym razem, los powiedział

Jeden ślizg i w dziurę wpada

Kres jest blisko, On to wiedział

Czarny z sadzy komin bada

 

Już muskają go płomienie

Ich języki się nań łaszą

Z jego oczu łez strumienie

One ognia nie ugaszą

 

Minie chwila a on skona

W czarnym i smolistym dymie

I dołączy do zmarłych grona

Wszak w naturze nic nie ginie