Wśród wszelkiego listowia-
niebytu,
w bezkresnej otchłani,
wewnątrz nieistnienia,
wśród bezdźwięcznych wichrów i –
niemych jaw zgrzytu,
wrosły dwa ziarna,
w bezglebne poszycie,
raczone słonecznym promieniem półcienia,
i kwitnąc ku sobie,
mierzyły się wzajemnie,
to prężąc w łodydze,
to prostując korzenie,
każde z osobna,
tańczyło na scenie,
a świat jakiś dziwny,
dumny w swj nicości,
zapomniał,
nie chciał,
nie mógł,
NIE STWORZYŁ! – jeszcze radości,
więc owe ziarna,
co spotkały się,
nie w czasie,
i nie kwitły z miłości,
rosły ku sobie,
ze zwyczajnej –
chciwości!
Weronika Głodek