Kryminalno-literacka podróż po wiktoriańskim Londynie
María José Solano

Miejski pejzaż i jego nierozwikłane tajemnice. To właśnie te dwa czynniki tworzą środowisko, w którym funkcjonuje współczesny człowiek. Nie istnieje materiał bardziej atrakcyjny i inspirujący do pisania powieści 1 niż różnorodny świat, w którym żyjemy, zorganizowany na bazie setek tysięcy sztucznych praw, kodeksów, ograniczeń, regulaminów, znaków, sankcji, zamiarów, tylko po to, aby okiełznać i kształcić destrukcyjną dzikość istoty ludzkiej. To, co najpiękniejsze i zarazem najpodlejsze, powstaje w wielkim mieście, jak w żadnym innym miejscu. Zupełnie jakby gromadziło się między asfaltem, ogrodami, tłumami ludzi, tarasami czy ściekami i w tych warunkach rozwijało niczym trująca grzybnia. Natura ludzka, składająca się z tego, co odrażające i jednocześnie wzniosłe, daje miastom swobodę, która w sposób złożony i sprytny pozwala na rozkrzewianie tej wrodzonej schizofrenii.
Dlatego też nic dziwnego, że wyobraźnia twórców wraca raz po raz do powieści kryminalnych. Istnieje pewna potrzeba opowiadania ich światu jako autentyczne uzasadnienie zainteresowania odkrywaniem, porządkowaniem i tłumaczeniem chaosu, który zawsze wypływa ponad jakąkolwiek próbę rozumowania, filozofię czy piękno. Zatem bodziec do tego, co przeklęte, nie stanowi jedynie dogodnego, czystego tworzywa dla twórczych umysłów, lecz przeistacza się w produkt niemal niezbędny do życia.
Wiktoriański Londyn bez wątpienia stanowił kwintesencję miasta w czasie, gdy na świecie zachodziły dynamiczne zmiany. To przestrzeń podlegająca ciągłej metamorfozie, rozwijająca się z ożywieniem pod gęstą, zielonkawą jak zupa z groszku mgłą. Mroczna dzielnica Whitechapel, zapełniona ruderami w opłakanym stanie, w których gromadziły się rodziny robotników chorych na gruźlicę, obskurne domy publiczne i dziwki 2 prowadzące koczowniczy tryb życia (istniała wówczas pewna zasada, która zabraniała im kuszenia potencjalnych klientów na środku ulicy). Kontrastowała ona z elegancją Knightsbridge, ucieczkami kobiet do Harrodsa czy Burlington Arcade, dotleniającymi spacerami po Ogrodach Kensington czy Parku św. Jakuba oraz ekskluzywnymi klubami dla mężczyzn takimi jak Boodle’s czy Gentelmen’s Club.
Bez wątpienia jedna z rzeczy, która sprawiła, że Londyn stał się miastem jedynym w swoim rodzaju, fascynującym oraz wzbudzającym zazdrość u innych aglomeracji tamtego świata, była jego nierozłączna miłość do książek. Miasto pełne deszczowego klimatu i literackiego ducha zarazem. Aż ciężko wyobrazić sobie coś bardziej urzekającego niż spacer po Charing Cross Road podczas ponurego poranka w połowie XIX wieku i wertowanie nowości wydawniczych, które wypełniały ówczesne księgarnie: ostatnie dzieła Oscara Wilde’a, Brama Stoker’a, Stevenson’a, Carrolla Dickens’a, Conana Doyle’a, Kipling’a, Hardy’ego, Conrada Rider’a, Haggard’a, Eliot’a…
Ta imponująca lista literackich gigantów nie była niczym dziwnym, a jedynie pierwiastkiem potężnej i rozkwitającej kultury wiktoriańskich malarzy, muzyków, archeologów, architektów, naukowców, podróżników i myślicieli. Kutury, która tryskała z niepohamowaną siłą niczym krew z aorty przeciętej przez Kubę Rozpruwacza. I w tych zakrzepłych resztkach, które pozostawiała żywa, autentyczna krew naznaczona płodną kulturą wiktoriańskiego Londynu, wykiełkował nowa, potężna i niepowstrzymana istota – kobieta.
Wychodziły one z wszystkich zakamarków świata, z przeróżnych warstw społecznych, aby zademonstrować to, czego nauczyły się podczas wieków obserwacji i milczenia. Kobiety, których siła i talent otworzyły nową drogę, jak na przykład Jane Austen; odważne poszukiwaczki przygód jak Lucy Atkinson; batalistki jak Szwedka Elizabeth Thompson (Lady Butler); feministki nie bojące się ryzyka jak Josephina Butler i Sarah Emily Davis; bezlitosne zabójczynie jak Amelia Dyer; literackie podróżniczki jak latynoamerykańska Nellie Bly; nieśmiertelne muzy jak piękna Jane Barden i oczywiście wielkiej sławy pisarki, jak siostry Brontë, George Eliot, nieśmiała Dickinson, wielka Elisabeth Barrett-Browning oraz kobieta późnej epoki wiktoriańskiej – Agatha Christie, która odniosła swój pierwszy, wielki sukces publikując w 1920 “Tajemniczą historię w Styles”, czyli pierwszą sprawę legendarnego detektywa – pedanta, Herculesa Poirota.
W tym “papierowym uniwersum” kryminały zaczęły w sposób nowoczesny kreować rzeczywistość, która kroczyła w przyszłość ciągnąc za sobą wątki fabuły i czający się między wersami mrok.
Nie ma wątpliwości, że w Londynie, Holmes i Poirot, przeglądając się w “lustrze” mistrza Poe 3, musieli stać się sławnymi detektywami. Opierali rozwiązania zagadek kryminalnych o rozsądek, ignorując archaiczne procesy myślowe ówczesnej policji niezdolnej do rozwiązania większości z przydzielonych jej spraw.
Ale co z płcią piękną? Otóż kobiety również stały się inspiracją dla fabuły XIX-wiecznych kryminałów. Tak oto zrodził się ruch literacki równie interesujący, co nieznany, a opowiadał on o kobietach w literaturze kryminalnej. Wcielając się w główne role, prowadziły dochodzenia w świecie rządzonym przez inną kobietę, królową w żałobie, “wdowę Windsor” i tym samym sprawiły, że spod piór pisarzy wydobył się protagonizm niezwykły, świeży, cudowny. Były istotami wręcz stworzonymi do tego zadania, stając się ekspertkami w obserwowaniu, uciekaniu, wnioskowaniu, udawaniu, kłamaniu czy używaniu wyobraźni lepiej niż jakikolwiek mężczyzna. Mogły być zimne jak zegar zatrzymany w bloku lodu albo fałszywie namiętne, jeśli tylko tego wymagał scenariusz. Pięły się w górę dzięki swojej umiejętności uwodzenia, zachowania zimnej krwi, wytrwałości i błyskotliwości oraz znikały samotne i wolne jeszcze przed pojawieniem się napisu “The End”.
Przygody tych wszystkich bohaterek literatury, nieznanych bądź zapomnianych (poprzedniczki słynnej Miss Marple), obecnie są opisane w fenomenalnej antologii wydanej przez Michaela Simsa oraz należycie i przepięknie opublikowanej w Hiszpanii przez Wydawnictwo Siruela, które po raz pierwszy zgromadza wszystkie wielkie bojowniczki walczące przeciwko zbrodniom epoki wiktoriańskiej (i również wybranym delikwentom) jak Loveday Brooke, Dorcas Dene czy Lady Molly.
W jednym z najbardziej wyśmienitych kanonów fabuł kryminalnych zawsze pojawia się tajemnica, zbierane są dowody, a finalnie podejrzani siedzą w skórzanych fotelach jednej z bibliotek. Brakuje jedynie, aby detektyw wymówił imię zabójcy a winny przyznał się do popełnionej zbrodni, lecz obawiam się, że tym razem nie będziemy postępować w ten sposób. Zatem rzeczą, którą musicie zrobić, jest wsłuchanie się w wasz instynkt dociekliwego czytelnika, stawienie się w pobliskiej bibliotece, znalezienie oraz nabycie tego fantastycznego kawałka literatury – owego wydania “Wiktoriańskie śledcze. Pionierki kryminałów” (z hiszp. “Detectives victorianas. Las pioneras de la novela policíaca”). Starajcie się unikać mrocznych alejek i kierowców czających się w czarnych kabrioletach. Zapewni Wam to pokonanie drogi z domu do biblioteki i z powrotem całym i zdrowym. Gdy wrócicie, rozsiądźcie się wygodnie w fotelu przy świetle kominka, gotowi, by w końcu przeżyć jedenaście przygód tych jedynych w swoim rodzaju kobiet. Kobiet, które na Was czekają.

1 przyp. tłumacza: Dokładny odpowiednik hiszpańskiego przymiotnika “novelable” (jeszcze) nie istnieje w języku polskim, jednakże neologizmem, który niejako odzwierciedla sens tego słowa, może być: “powieściodajny”.
2 przyp. tłumacza: „Dziwki” to słowo zastępcze, wstydliwe, tłumaczenie ocenzurowane hiszpańskiego wyrażenia “putas”.
3 przyp. tłumacza: Nawiązanie do noweli pt. “William Wilson” autorstwa Edgara Allana Poe, w której występuje motyw lustra ujawniającego prawdziwe oblicze bohatera. Nowela inspirowana jest okresem, kiedy osobowość autora zaczęła kształtować się poza Londynem, czego ślady widać w noweli.

Opublikowano na zendalibros.com
www.zendalibros.com/viaje-al-londres-victoriano-y-detectivesco
28 października 2018
María José Solano
Tłumaczenie z hiszpańskiego: Karolina Kisiel