Pisać każdy może, trochę lepiej albo gorzej Agata Maćkowska

Każdego z nas nachodzi czasem ochota, aby coś napisać. Niektórzy mają to we krwi i ich zapiski zostają publikowane, inni nie radzą sobie tak dobrze, a jeszcze inni wydają swoją twórczość pomimo braku talentu. Tak było w przypadku Rupi Kaur, poetki, o której nikt nie słyszał dwa lata temu, ale wydany w 2017 roku tomik poezji zrobił furorę. Kilka dni temu ukazała się druga książka autorki, co jednak nie znaczy, że Mleko i miód odejdzie w zapomnienie.

Jest to zbiór wierszy skierowany do kobiet, poruszający uniwersalną tematykę jaką jest miłość. Ozdobiony jest bardzo minimalistycznymi ilustracjami. Z zewnątrz wygląda obiecująco, czarna okładka z białymi literami jest prosta i wyróżnia się na półce. Niestety, według mnie na tym koniec zalet. Istotą każdej książki jest jej treść, na której tym razem bardzo się zawiodłam. Poezję często kojarzymy z pytaniem „co autor miał na myśli?”, czyli takim, którego nie musimy zadawać sobie podczas czytania tego tomiku – przekaz jest aż nazbyt wyeksponowany. Miałam wrażenie,
że niektóre wiersze są nachalne. Autorka daje nam wprost do rąk ich sens
i znaczenie. Doszukując się drugiego ich znaczenia lub głębszego przekazu, nic nie znalazłam. Są to krótkie teksty przypominające wpisy do pamiętnika. Niektórym może odpowiadać taka forma. Jest w tym coś nowego, zadziwiającego, jak brutalnie można przekazać istotę miłości. Krótkie formy kontrastują z surową treścią, co jest akurat bardzo ciekawym zjawiskiem. Pomimo tego, nie jestem przekonana. Nawet jeśli autorka miała taki zamysł – ująć w swoich miniaturach ogrom emocji – to nadal przypomina kartki wyrwane z pamiętnika, jakby pisane na szybko, ot krótkie utwory stworzone w wolnej chwili.

Można to też potraktować inaczej, jako swego rodzaju eksperyment – Rupi Kaur zdecydowała się na ryzyko, postanowiła podzielić się swoimi zapiskami z całym światem. I w tym tkwi fenomen. Ludzie kupują taką formę poezji, czego dowodem są miliony sprzedanych egzemplarzy w Stanach. Być może miała na myśli napisanie czegoś innego niż dzisiejsza literatura, chciała sprawdzić, czy ludzie gotowi są
na nową definicję poezji i postawiła wszystko na nową kartę. Mleko i miód mogło
od razu spalić na panewce lub zostać hitem, jak też się stało. Myślę, że to bardzo ciekawe, pomimo tylu opinii i zdjęć ze środka książki, które krążą
w Internecie, lektura nadal cieszy się dużą popularnością. Każdy z jej czytelników chciał na własnej skórze przetestować poezję Rupi Kaur, aby potem móc wyrazić swoje zdanie o niepozornym tomiku poezji zdobionym czarno – białymi ilustracjami, którego popularność przerosła najśmielsze oczekiwania autorki.

Jak mam ocenić efekt końcowy, który uzyskała debiutująca poetka? Z jednej strony w środku zbioru czekają na nas śmiałe wiersze, niedopuszczające nas do głosu i nie dające czasu na szukanie drugiego dna, które brzmią jakby były pisane na siłę.
Z drugiej strony autorka wywołała szum w świecie literatury, pokazała,
że przypominające kartki z pamiętnika zapiski mają szansę osiągnąć popularność. Może jej celem było pokazanie, że w każdym z nas kryje się poeta i warto czasem zaryzykować, pochwalić się swoją twórczością, a nuż przypadnie komuś do gustu?