Pan Tadeusz, 1928
Dawid Wilk

                Obejrzałem film pt. ,,Pan Tadeusz” z 1928 roku. Nie zachował się w całości. Brakuje około 30 minut materiału. Ciekawe, że nie ma akurat całej sekwencji bitwy z Rosjanami. Film ma 90 lat, to była polska superprodukcja na 10. rocznicę odzyskania niepodległości. Za gigantyczny budżet pół miliona złotych, można by w tamtych czasach wyposażyć w czołgi cały pułk. Pokaz premierowy obejrzał m. in. Marszałek Józef Piłsudzki. Film wyreżyserował Ryszard Ordyński i trzeba przyznać, że przyjął wyzwanie karkołomne.  ,,Pan Tadeusz” jest utworem specyficznym, wierszowanym i dość trudnym w odbiorze. Tymczasem film z 1928 roku to jeszcze kino nieme! Nakręcić ,,Pana Tadeusza” bez dialogów, tylko z napisami, to jest kuriozum. Pomimo tego, reżyser osiągnął efekt zaskakująco dobry.

                Film wcale nie jest gorszy od ,,Pana Tadeusza” Wajdy. Natomiast obsada aktorska moim zdaniem znacznie lepsza. Zofia Zajączkowska, jako Zosia, bije na głowę Bachledę-Curuś. Jan Szymański, jako Ksiądz Robak, zagrał nieporównywalnie lepiej od Lindy. Największe zaskoczenie: film Ordyńskiego zaczyna się prawie tak samo, jak dzieło Wajdy. Pojawia się Mickiewicz i ,,duma na paryskim bruku”. Czy Wajda o tym wiedział? Przedwojenny ,,Pan Tadeusz” odnalazł się dopiero w 2006 roku, czyli 7 lat po premierze Wajdy. Wrażenie jest doprawdy szokujące: pojawia się niemal ta sama scena w filmach, które dzieli ponad 70 lat. Chociaż oczywiście inne są środki wyrazu, inna technika itd. Tak czy inaczej, mimo upływu czasu ,,Pan Tadeusz” w wersji niemej z 1928 r. wart jest uwagi i autentycznie wzrusza. To wspaniały zabytek polskiej kultury i kinematografii.